sobota, 19 października 2013

Rozdział 7

*Oczami Nialla*

-Katherine!! Louis!! Pizza przyszła!! -Zawołałem ich. Po chwili dało się słychać krzyk Kath.
-Kto ostatni w kuchni zamawia kolacje!!  -Zawołała do Louisa.
-Ej!! - Było słychać oburzenie w jego głosie. Katherine wbiegła do kuchni i odwróciła się przodem do wejścia i nagle na nią wpadł rozpędzony Lou. Przewrócili się, byli w takiej pozycji że wyglądali jakby mieli zaraz się pocałować. - Oszukiwałaś. - Powiedział spokojnie.
-Wcale nie. - Broniła się. - Nie moja wina że jesteś taki wolny i nie umiesz się do tego przyznać, że przegrałeś z dziewczyną. - Powiedziała z widocznym zadowoleniem na twarzy. Louis wstał i podał jej rękę by jej pomóc, ta od razu ją chwyciła a on ją podniósł. Dosiedli się do nas do stołu i zaczęli jeść swoje pizze. Oczywiście na stole nie zabrakło alkoholu podczas obiadu poszły 3 litry, czyli pół litra na łebka. Oczywiście pizze to ja zamawiałem a zamówiłem ich trochę dużo bo 9 największych. Harry, Louis, Zayn i Liam zjedli tylko jedną. A ja i Kath zabraliśmy się za drugą. Gdy oboje skończyliśmy w tym samym czasie i sięgaliśmy po ostatnią, to rozpętała się wojna. I zamiast zjeść normalnie tę pizzę zaczęliśmy ją sobie nawzajem wyrywać. A w efekcie końcowym wybuchła wielka wojna na żarcie chłopaki z lodówki i szafek zaczęli wyciągać jedzenie, przyprawy i różne składniki spożywcze. I w jednej chwili nasza kuchnia zamieniła się w poligon, a jedzenie w amunicje. Po chwili nasza wojna zamieniła się w gonianego i zaczęliśmy biegać po całym domu, brudząc wszystko czego się dotknęliśmy. A później Ja, Harry, Louis, Zayn i Katherine schowaliśmy się Liamowi. Kątem oka zauważyłem że Kath, Harry i Louis wchodzą do szafy w korytarzu przy wyjściu, a ja udałem się do kuchni i wziąłem z szuflady łyżki i wyszedłem powoli rozglądając się. Nagle z salonu wybiegł w moją stroną Liam. Wyciągnąłem w jego stronę łyżki a ten zaczął krzyczeć.
-Aaaaaa!!!! Łyżka!!! Tylko nie łyżka!! Niall nie!!! Błagam!!! - Ze śmiechem zacząłem się do niego zbliżać. - Aaaaaa!!!! - Zaczął się drzeć jak opętany i uciekać a ja za nim goniłem. Trochę się z nim pobawiłem chowając się a później wyskakiwać z nienacka z łyżkami w rękach.

 *Oczami Hazzy*

Przy obiedzie wybuchła wielka wojna którą zaczęli Niall z Kath bijąc się o ostatnią  pizze. W ruch poszła cała zawartość lodówki, pozbawiliśmy się także wszystkich przypraw i produktów spożywczych. Po chwili cali brudni zaczęliśmy ganiać się po całym domu przez co zostawialiśmy wszędzie resztki jedzenia. Po chwili razem z Lou i Kath schowaliśmy się w szafie na korytarzu. Bo nie chciało nam się już biegać, a wiedzieliśmy że tu nas szukać nie będą. Więc mieliśmy trochę czasu. Przez procenty które buzowały w naszych żyłach byliśmy bardzo rozluźnieni. A ja, jak to ja zacząłem się przystawiać bardziej do Katherine. Oczywiście Lou też, w końcu on był też w niej zakochany. Ja jeden zawsze wiem co mu jest w końcu znamy się prawie od zawsze. Jesteśmy dla siebie jak bracia. Ale gdy chodzi o dziewczynę to między nami zawsze jest wielka rywalizacja i podboje, by podbić serce tej o którą się "bijemy" a teraz jest inaczej bo do naszej dwójki dołączyły jeszcze dwie osoby Zayn i Niall. Ciekawe kogo wybierze. W końcu kiedyś będzie musiała. Gdy nadejdzie czas i pozna nas lepiej i w ogóle wszystko to wybierze. Na pewno, kogoś wybierze. A tym czasem zaczynamy naszą grę. Rywalizacja Ja Harry vs Louis.

*Oczami Louisa*

W kuchni rozpętała się wielka wojna na jedzenie, przyprawy, mąka, cukier, jajka, ketchup, majonez, ser, sałata i wszystko co jadalne zaczęło latać po całej kuchni. A po chwili cali brudni zaczęliśmy gonić się po całym domu zabrudzając go w najmniejszych zakamarkach domu. Po chwili ze zmęczenia chciałem gdzieś usiąść, a żeby to zrobić trzeba było się schować. Widziałem że Kath też jest zmęczona. "To pewnie przez alkohol tak się zmęczyliśmy" pomyślałem. Zaciągnęłem ją do szafy w korytarzu by się schować a razem z nami niestety wszedł Harry. Wiedział o co mi chodzi i chciał mi w tym przeszkodzić. Ale ja i tak nie zamierzam zrezygnować. I zacząłem to co planowałem. Zacząłem ją dotykać lekko i ostrożnie bacznie obserwując jej reakcje. Widziałem że jej się podoba. Odsunąłem ręce od niej a jej mina nagle się zmieniła. Było widać po niej że pragnie mojego dotykać. Nagle Harry odsunął mnie sam się do niej przybliżając wymawiając niema "Ja vs Ty". I już wiedziałem o co chodzi. Więc czas zacząć nasz grą Ja Louis vs Harry.
Teraz to on ją dotykał tak jak ja chwile wcześniej. A jej twarz przybrała tą samą minę jaką miała przedtem, ale po chwili zrobiła zdziwioną minę. Widząc że to nie ja tylko Harry.
-Co ty tu robisz? - Spytała szeptem Harry'ego
-Ja ... Yyy ... -Zaczął się jąkać. Nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony ja z resztą też. Hazza wydawał się być urażony jej zachowaniem.

*Oczami Hazzy*

Zamurowało mnie. Nie spodziewałem się takiej reakcji myślałem że jej się spodoba, jednak jak widać myliłem się. Może powinienem zrezygnować i odejść. Zostawić ich samych. Albo udam że coś mi się stało i ... nie w sumie nie, bo będą się martwić.
-Ja ... Yyy ...
-Harry? Louis? Czy wy mi o czymś nie mówicie?
-My ... yyy ... ja ... bo to chodzi o to ... - Louis chciał nas usprawiedliwić, a zaczął się jąkać
-To nic. Ja przepraszam nie powinienem był cię dotykać. Wiem że możesz sobie tego nie życzyć.Ale ja już taki jestem, nachalny, tym bardziej po alko. - Udawałem że nie wiem że Lou ją dotykał. Żeby chociaż jemu się nie oberwało. Przez to co zrobiłem wiem że on może mieć większe szanse, a ja mniejsze. Ale no cóż. Lou jest dla mnie jak brat i chce dla niego jak najlepiej. Chcę tylko jego szczęścia. A także szczęscia Katherine.

*Oczami Katherine*

Louis zaciągnął mnie do szafy by schować się przed goniącym nas Liam'em. Nagle zaczął mnie dotykać był taki ostrożny, jakby bał się że zrobi mi krzywdę. Nie powiem podobało mi się to, ale to pewnie działały tak na mnie procenty. Chociaż, może naprawdę coś do niego czuję. Czułam jego wzrok na sobie. Patrzył na mnie, obserwował. Obserwował zachowanie mojego ciała. Sprawdzał jak on na mnie działa. Nagle mnie puścił i moja mina zmieniła się na niezadowoloną. Po chwili znowu poczułam ręce na swoim ciele uśmiechnęłam się ale po chwili się zdziwiłam że to nie mogą być ręce Louisa bo obejmowały mnie z dugiej strony. Otworzyłam oczy i zobaczyła Hazzę.
-Co ty tu robisz? - Spytałam szeptem.
-Ja ... Yyy ... -Zaczął się jąkać.
-Harry? Louis? Czy wy mi o czymś nie mówicie? - Spytałam.
-My ... yyy ... ja ... bo to chodzi o to ... - Louis chciał coś powiedzieć, ale mu nie wychodziło. Wtedy odezwał się Harry.
-To nic. Ja przepraszam nie powinienem był cię dotykać. Wiem że możesz sobie tego nie życzyć.Ale ja już taki jestem, nachalny, tym bardziej po alko. - Ufff czyli nie zauważył że tego co się przed chwilą działo.
-Ej chłopaki. Możecie mi powiedzieć w jakich okolicznościach wam się przytrafiło to samo co mnie?
-Praktycznie w takich samych. Tej nocy byliśmy w klubie, jak wróciliśmy do domu to od razu zasnęliśmy, a zbudziły nas one, tak samo było ich dużo, pewnie więcej niż u ciebie, bo po pierwsze miałem duży dom, bardzo duży, a po drugie było nas dwóch. Otoczyły nas i ...
-I dalej nic nie pamiętamy. Tak jak ty również obudziliśmy się w łazience cali we krwi z wielkimi ranami w poszarpanych ubraniach. I często nas nachodzą, gdy jesteśmy sami we dwójkę w jednym pomieszczeniu najczęściej. A rzadziej gdy jesteśmy osobno ale także. Przychodzą do nas. Nachodzą nas. - Powiedział Harry.
-I to jest właśnie najgorsze nie?
-Ale co? - Spytał zdezorientowany Hazza.
-To że nie wiesz, nie wiemy co się stało. Wtedy gdy byliśmy nie przytomni. Co się z nami działo. Co z nami zrobili. I dlaczego to robili.
-Tak to jest najgorsze. Zadaję sobie te same pytania od dnia w którym to się zdarzyło. - Powiedział Lou.
-Jesteśmy inni. Co to miało znaczyć. Co ma znaczyć że jesteśmy inni? Lepsi? Wytrzymalsi? Silniejsi? Czy co? - Wyrażałam głośno swoje myśli.
-Nie wiem co mieli namyśli mówiąc to. Ale wiem jedno. Nie możemy pozwolić im sobą zawładnąć. Ani zapanować nad naszymi umysłami. Razem jesteśmy silniejsi. Pokonamy to. Pokonamy ich. Przezwyciężymy to. Razem damy radę. Razem możemy wszystko. - Powiedział Louis patrząc mi prosto w oczy. Później spojrzał na Harry'ego.
-Razem damy radę. Razem możemy wszystko. - Powtórzyłam jak echo. -Razem. Razem zwyciężymy. Wygramy ze złem. Pokonamy to co nas nęka każdej nocy, co nas śledzi, co nas prześladuje i namawia do tego na co ma ochotę. Pokonamy to. Razem. - Powiedziałam niczym przywódca armii. W tej chwili czuję się jak wojowniczka. - Podejrzewam, że to jest najlepszy czas by zacząć trening.
-Jaki trening? - Spytał zdziwiony Harry. Już chciałam odpowiedzieć, ale Louis mnie wyprzedził.
-Trzeba zacząć trenować swoje moce. Sprawdzić jakie mamy. I do czego jesteśmy zdolni.
-Tak, Lou właśnie o to chodzi. Czas zacząć nasz trening i sprawdzić na co nas stać. - Powiedziałam i wstałam z podłogi na której siedzieliśmy. Otworzyłam drzwi i wyjrzałam z szafy nikogo nie było w pobliżu, więc ostrożnie i powoli wyszliśmy. - Robimy tak każdy idzie się wykąpać i spakować to co najpotrzebniejsze. Zostawimy chłopakom karteczkę że idziemy na biwak do lasu wrócimy za tydzień.
Jak powiedziałam tak zrobiliśmy. A ze względu na to że mam łazienkę wspólną z Harry'm to on poszedł gdzie indziej. Wykąpana z całego tego syfu który kiedyś był jedzeniem weszłam do pokoju i do plecaka spakowałam dwie bluzki, dwie pary spodni i jedną bluzę, oraz bieliznę i kilka innych potrzebnych rzeczy. Ze spakowanym plecakiem powoli i ostrożnie wyszłam z domu,tam już czekali na mnie chłopcy. I razem ruszyliśmy w stronę lasu.
-Zostawiliście kartkę chłopakom? - Spytałam zanim się oddaliliśmy.
-Tak jak kazałaś tak napisałem. - Powiedział Louis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz